Rynek gier komputerowych wart jest dziś więcej niż przemysł filmowy i muzyczny razem wzięte – według analiz jego wartość w 2025 roku sięga niemal 190 miliardów dolarów. To ogromny ekosystem, w którym spotykają się twórcy, gracze i… cyberprzestępcy. Bo tam, gdzie pojawiają się emocje, społeczność i cyfrowe dobra o realnej wartości finansowej, prędzej czy później znajdzie się ktoś, kto spróbuje to wykorzystać.
Graj z głową
Gry od lat bawią, uczą i rozwijają – są częścią współczesnej kultury, miejscem spotkań i emocji. Ale im większy staje się ten świat, tym więcej w nim pokus i ryzyka. Darmowa gra reklamowana w mediach społecznościowych, zaproszenie do testów, kusząca modyfikacja – z pozoru niewinne elementy cyfrowej rozrywki, coraz częściej okazują się przemyślanymi pułapkami. Cyberprzestępcy wykorzystują naszą ciekawość i zaufanie, by zdobyć to, co najcenniejsze: dane logowania, cyfrowe portfele i tożsamość graczy. W świecie, w którym wirtualne przedmioty mają realną wartość, a konta bywają cenniejsze niż sprzęt, granica między zabawą a zagrożeniem staje się niepokojąco cienka.
(Nie)bezpieczne gry i fałszywe aktualizacje
Świat gier nigdy nie był tak różnorodny. Każdego dnia na platformach cyfrowej dystrybucji gier takich jak Steam czy Epic Games pojawiają się setki nowych tytułów — od profesjonalnych produkcji po małe, niezależne projekty. Małe studia mają dziś większe możliwości niż kiedykolwiek. Gry tworzone przez kilkuosobowe zespoły potrafią w ciągu kilku dni trafić na listy bestsellerów i zdobyć lojalną społeczność. To złoty czas dla twórców — ale również dla cyberprzestępców.
Coraz większa liczba niezależnych producentów i automatyzacja procesu publikacji sprawiają, że przez systemy weryfikacji codziennie przechodzą tysiące nowych plików. A tam, gdzie jest pośpiech, konkurencja i ogromny ruch, nietrudno coś przemycić. Oszuści coraz częściej tworzą całe gry, następnie podają się za małe studio i publikują je z wirusem ukrytym w plikach.
Czasem wystarczy jeden fragment kodu ukryty w instalatorze lub aktualizacji, by gra zaczęła w tle wysyłać dane do serwera przestępcy, uruchamiać koparkę kryptowalut albo otwierać furtkę do systemu gracza.
Złośliwe aktualizacje – gdy poprawka zamienia się w atak
Aktualizacje gier to codzienność — poprawiają błędy, dodają nowe poziomy, ulepszają grafikę. Gracze przyzwyczaili się do tego, że komunikat o nowej wersji oznacza coś dobrego. I właśnie ta rutyna stała się dla cyberprzestępców idealnym narzędziem. Gracze często oczekują na nową zawartość, instalując ją automatycznie, bez chwili zastanowienia. Wystarczy więc, że przestępcy ukryją w niej fragment szkodliwego kodu, a ich ofiary same zainstalują go na swoich komputerach.
Z pozoru wygląda to jak zwykły proce proces — gra prosi o pobranie nowej wersji, instaluje się bez problemu, działa poprawnie. Tymczasem w tle uruchamiają się dodatkowe programy, które potrafią zbierać dane o komputerze, monitorować loginy, a nawet uzyskać dostęp do zapisanych haseł. Co gorsza, złośliwe oprogramowanie często potrafi ukrywać swoją obecność, na przykład dopisując się do list wyjątków w programach antywirusowych, dzięki czemu przez długi czas pozostaje niewykryte. Gracze orientują się dopiero wtedy, gdy ich konta zostają przejęte, a dane – wykorzystane w kolejnych atakach.
Tak było w przypadku gry BlockBlasters, która kilka miesięcy temu zdobyła ogromną popularność na jednej z platform. Reklamowano ją jako lekką, relaksującą platformówkę, która błyskawicznie trafiła na listy trendów. Po jednej z aktualizacji użytkownicy zaczęli jednak zauważać, że ich komputery działają wolniej, a konta logują się z obcych adresów IP. Analiza ekspertów z G Data wykazała, że w kodzie aktualizacji ukryto oprogramowanie, które potajemnie zbierało dane logowania, hasła zapisane w przeglądarkach oraz informacje z cyfrowych portfeli.
Gra została szybko usunięta ze sklepu, ale dla wielu użytkowników było już za późno. Krypto-śledczy ZachXBT odkrył, że atakującym udało się wykraść aż 150 tysięcy dolarów z 261 kont Steam.
Najgłośniejszą ofiarą tej gry był streamer RastalandTV, chorujący na białaczkę. Podczas transmisji na żywo jego widzowie zobaczyli, jak w czasie rzeczywistym z jego portfela kryptowalutowego znikają wszystkie środki. Zbierał je na własne leczenie. Atak był szybki, brutalny i bezlitosny – pieniądze znikały na oczach tysięcy osób. Społeczność błyskawicznie zareagowała, organizując nową zbiórkę, dzięki której streamer odzyskał utracone środki, a nawet więcej.
Ten przypadek pokazał, jak łatwo przestępcy potrafią wykorzystać zaufanie graczy – i jak trudno jest rozpoznać, że coś, co wygląda jak zwykła poprawka, może być w rzeczywistości cyberpułapką.
Fałszywe testy i „wczesny dostęp” – jak ciekawość staje się narzędziem ataku
Nie każda gra musi być gotowa, by ktoś chciał ją pobrać. W świecie gamingu coraz większą popularnością cieszą się tzw. „early accessy” — czyli wersje testowe, do których gracze mogą dołączyć, zanim tytuł trafi oficjalnie do sprzedaży — często za darmo. To świetny sposób na darmową reklamę, budowanie społeczności i testowanie nowych pomysłów. Niestety, także tu swoje miejsce znaleźli cyberprzestępcy.
Oszuści tworzą fałszywe strony zapisu do testów, które do złudzenia przypominają oficjalne komunikaty wydawców. Kuszą obietnicą „ekskluzywnego dostępu” lub darmowego klucza do gry. Użytkownik pobiera instalator, wpisuje dane logowania lub łączy konto z platformą – i właśnie w tym momencie traci kontrolę nad swoimi danymi.
Plik może nie być grą, lecz specjalnie spreparowanym formularzem online, wszystkie dane pisane przez użytkownika trafiają z niego prosto do oszustów. W innych przypadkach na komputer ofiary pobrany zostaje prawdziwy plik instalacyjny, w którym oprócz obiecanego testu znajduje się złośliwe oprogramowanie. Kampanie tego typu krążą w mediach społecznościowych i na forach graczy, gdzie wystarczy jeden nieoficjalny link, by setki osób pobrały szkodliwy plik.
Przykładem realnego ryzyka jest przypadek gry „Chemia” – ta survivalowo‑craftingowa produkcja, udostępniona w formie wczesnego dostępu na Steamie, szybko okazała się prawdziwym koniem trojańskim.
Analitycy bezpieczeństwa wykryli w jej plikach kilka różnych wariantów złośliwego oprogramowania: od narzędzi kradnących dane po backdoory umożliwiające zdalny dostęp. Produkcja umieszczona na największej platformie dystrybucji gier wyglądała jak typowy projekt indie – czyli małego studia, miała opis i grafikę, dzięki czemu wielu użytkowników pobrało ją bez podejrzeń.
Wspólny mianownik tych ataków jest prosty – ciekawość. Gracze chcą być pierwsi, zobaczyć coś przed premierą, pochwalić się znajomym. Dla cyberprzestępców to idealna przynęta. Bo im bardziej coś wygląda na „ekskluzywną okazję”, tym szybciej tracimy czujność.
Phishing dla graczy – gdy logowanie staje się pułapką
Phishing pozostaje jedną z najczęściej wykorzystywanych metod oszustwa, bo uderza w ludzką ufność i pośpiech. W świecie gier przybiera różne formy – od zaproszeń do rzekomych turniejów, przez wiadomości z darmowymi kluczami, po oferty „limitowanych” bonusów. Z pozoru wygląda to niewinnie. Klikamy link, by się zalogować, a tym samym przekazujemy przestępcom pełny dostęp do swojego konta.
Jak wynika z najnowszego raportu ENISA Threat Landscape 2025, phishing odpowiada już za ponad 60% wszystkich przypadków naruszenia bezpieczeństwa danych. Co więcej, ponad 80% współczesnych kampanii socjotechnicznych wykorzystuje elementy wspierane przez sztuczną inteligencję – od generowania realistycznych wiadomości po tworzenie stron, które niemal nie różnią się od oryginałów. – To już nie pojedyncze próby oszustwa, lecz zorganizowany model biznesowy – phishing-as-a-service – podkreślają autorzy raportu ENISA.
Strony wykorzystywane w tego typu atakach potrafią odwzorować wygląd oryginalnych witryn z niezwykłą precyzją – łącznie z grafiką, kolorystyką i nawet poprawnym certyfikatem SSL. Różnica kryje się w szczegółach: adresie URL lub mechanizmie przekierowania. Wystarczy chwila nieuwagi, by wprowadzone dane logowania trafiły prosto do przestępców.
Celem jednej z takich akcji stali się gracze popularnej gry Counter-Strike 2. Oszuści tworzyli fałszywe strony logowania do platformy Steam, wykorzystując technikę tzw. „browser-in-the-browser”, czyli nakładki udające oryginalne okno przeglądarki.
Aby uwiarygodnić oszustwo, cyberprzestępcy wykorzystywali logotypy znanych drużyn e-sportowych. Wszystkie dane wprowadzane przez użytkowników trafiały one bezpośrednio przestępców, a przejęte konta służyły potem do dalszego rozsyłania linków. W efekcie w ciągu kilkunastu godzin kampania objęła tysiące użytkowników w Europie.
Dla graczy to kolejny dowód, że cyberbezpieczeństwo nie kończy się na ustawieniu trudnego hasła. Warto zachować czujność, zwłaszcza gdy wiadomość wygląda „zbyt dobrze, by była prawdziwa”. Nie logujmy się przez linki, nawet jeśli wydają się pochodzić z zaufanego źródła. Wchodźmy na strony ręcznie lub przez oficjalne aplikacje. I przede wszystkim – włączmy uwierzytelnianie dwuskładnikowe (2FA), które potrafi zablokować większość tego typu ataków.
– Phishing w grach to dziś nie tylko proste wyłudzanie danych – to złożony ekosystem oparty na emocjach, reputacji i społeczności – podkreśla Karol Bojke z CERT Polska. – Dlatego tak ważne jest, by uczyć graczy krytycznego myślenia – bo jeden nieuważny klik potrafi kosztować więcej niż przegrana runda – dodaje ekspert.
Jak podkreślają eksperci ENISA: phishing stał się jednym z głównych zagrożeń w ekosystemie gier i mediów społecznościowych – dziś to nie przypadkowy e-mail, lecz precyzyjnie zaplanowana operacja.
Modyfikacje – kreatywność, która czasem kosztuje zbyt wiele
Mody, czyli modyfikacje do gier, to prawdziwe pole do popisu dla kreatywności. Dzięki nim gracze mogą tworzyć własne misje, nowe postacie, dodatkowe funkcje, a nawet całe światy. To właśnie społeczność fanów sprawia, że wiele starszych tytułów wciąż żyje, rozwija się i zyskuje drugie życie. Ale tam, gdzie pojawia się wolność twórcza i zaufanie, pojawia się też ryzyko.
W przeciwieństwie do oficjalnych aktualizacji, mody powstają oddolnie – stworzyć je i udostępnić może każdy. I właśnie w tym tkwi problem. Większość z nich to pasjonacka praca graczy, ale zdarzają się też takie, które zamiast dodatkowej zawartości przynoszą… złośliwy kod. Cyberprzestępcy doskonale wiedzą, że gracze ufają społeczności i pobierają mody z forów, serwerów Discorda czy portali fanowskich, bo „wszyscy tak robią”. Nie zawsze jednak sprawdzają, skąd naprawdę pochodzi plik.
Zdarza się, że ktoś przejmuje konto popularnego autora i podmienia link do pobrania. Wystarczy drobna zmiana — jeden plik w instalatorze — by zaufany mod stał się narzędziem ataku. W kodzie można ukryć oprogramowanie, które zbiera dane, otwiera dostęp do systemu albo instaluje programy kopiące kryptowaluty. Czasem infekcja nie jest widoczna od razu — gra działa, mod też, ale komputer zaczyna pracować wolniej, a dane w tle trafiają na obcy serwer.
W świecie modów legendą stał się przypadek „zainfekowanej lalki” ze znanej serii The Sims. Z pozoru zwykła modyfikacja — niewinna zabawka udostępniona przez anonimowego użytkownika w oficjalnym serwisie wymiany treści. Jednak szybko okazało się, że plik ten działa jak cyfrowy pasożyt. Lalka „doklejała się” do innych obiektów i zapisów gry, przez co trafiała dalej — do kolejnych użytkowników, którzy pobierali domy, ubrania czy dodatki stworzone przez innych graczy. W efekcie zawartość rozprzestrzeniała się błyskawicznie, powodując błędy i niestabilność gry.
Wielu użytkowników próbowało ją usunąć, ale plik wciąż wracał — zapisany w kopiach zapasowych, folderach z domami lub innymi elementami. Społeczność zaczęła mówić o „duchu w maszynie”, a przypadek ten do dziś jest jednym z najbardziej znanych przykładów, jak z pozornie niewinnego dodatku może powstać cyfrowy łańcuch infekcji. Choć nie był to klasyczny wirus, historia ta świetnie pokazuje, jak łatwo mody mogą wymknąć się spod kontroli.
To ważny sygnał: mody to nie tylko zabawa, ale też odpowiedzialność. Instalując dodatki do gry, warto upewnić się, że pochodzą z oficjalnych lub dobrze znanych źródeł.
Świat gier cyfrowych ma wiele twarzy
Ataki przez fałszywe aktualizacje, testy czy strony logowania to tylko część krajobrazu zagrożeń, które rozwijają się wokół gier. Branża gamingowa jest dziś jednym z największych ekosystemów cyfrowych na świecie – z milionami użytkowników, mikropłatnościami i ogromnym przepływem danych. To sprawia, że staje się naturalnym celem dla przestępców, którzy wykorzystują każdą okazję, by zarobić na nieuwadze graczy.
Coraz częściej obserwuje się ataki wymierzone w systemy czatu w grach online – tam, gdzie rozmowy toczą się spontanicznie, łatwo podsunąć link lub plik udający dodatek. Oszuści wykorzystują też media społecznościowe i komunikatory powiązane z grami, by wyłudzać dane lub rozsyłać złośliwe oprogramowanie. Coraz większym problemem są także fałszywe oferty pracy dla graczy czy twórców treści – wiadomości z propozycją współpracy, w których ukryte są linki do zainfekowanych plików.
W ostatnim roku wzrosła również liczba ataków na konta z systemami płatności powiązanymi z grami mobilnymi. Przestępcy coraz częściej wykorzystują mechanizmy subskrypcji lub mikropłatności, by niepostrzeżenie pobierać środki w tle. Z kolei dzieci i młodzież – najaktywniejsza grupa graczy – stają się celem oszustw bazujących na emocjach: wygranych, nagrodach, obietnicy szybszego rozwoju postaci.
Jak wynika z danych ENISA, w 2025 roku rośnie liczba tzw. ataków hybrydowych, łączących techniczne i psychologiczne elementy oszustwa. Gry są dla nich idealnym środowiskiem: dynamicznym, pełnym interakcji i zaufania. Dlatego edukacja cyfrowa – zarówno graczy, jak i rodziców – staje się dziś jednym z kluczowych narzędzi obrony.
Graj z głową
Gry cyfrowe są fascynującym światem — rozwijają, uczą, bawią i łączą ludzi na całym świecie. Ale jak każda przestrzeń, w której krążą dane i emocje, wymagają też rozsądku i świadomości. Cyberbezpieczeństwo nie kończy się na bankowości internetowej czy mediach społecznościowych – dotyczy również rozrywki, z której korzystamy każdego dnia.
– Zasada ograniczonego zaufania sprawdza się również w wirtualnych światach – przypomina Iwona Prószyńska z CERT Polska. – Nie chodzi o to, by przestać grać, ale by grać świadomie – z taką samą ostrożnością, z jaką podchodzimy do codziennych spraw w świecie offline – dodaje.
Zespół CERT Polska apeluje, by traktować bezpieczeństwo kont gamingowych tak samo poważnie jak ochronę danych finansowych. Regularne aktualizacje systemu, ostrożność przy pobieraniu nowych gier, weryfikacja źródeł modów i korzystanie z dwuskładnikowego logowania to proste kroki, które realnie zmniejszają ryzyko.